Jestem absolwentką SGGW w
Warszawie Wydziału Ogrodnictwa I Architektury Krajobrazu na
kierunku - Ogrodnictwo. Już przed rozpoczęciem studiów fascynowało
mnie, jak z pozoru zwykłe chwasty potrafią mieć w sobie niesamowitą
moc. Pod koniec studiów zaszłam w ciążę, stąd też tematem
mojej pracy inżynierskiej były rośliny lecznicze wykorzystywane w
pediatrii. Chciałam kontynuować dalej naukę i pogłębiać wiedzę
w tym kierunku, jednak problemy zdrowotne mojej córeczki nieco
zmieniły moje plany. U Mai w wieku 4 lat stwierdzono całościowe
zaburzenia rozwoju. Szczęście w nieszczęściu, że ośrodek w
którym diagnozowano córkę, był otwarty na terapie innowacyjne.
Jedną z nich była terapia dietetyczna. Zaczęłam zgłębiać wiedzę na temat zaburzenia mojej córki. Brałam udział
w różnego typu szkoleniach, czytałam wiele publikacji na temat
autyzmu i różnych zaburzeń metabolicznych z nim związanych. I
choć na temat diet stosowanych w autyzmie słyszałam wiele "za" i "przeciw", to jednak postanowiłam spróbować.
Nie brakowało też przeciwników naszych poczynań, a mianowicie tyczyło się to diet eliminacyjnych. Uważano że poprawa, to wyłącznie zasługa pozostałych terapii, a jedzenie nie miało na to wpływu.
Na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, na Działdowskiej, dr. A. Piwowarczyk, prowadziła dwa badania kliniczne na temat wpływu glutenu na funkcjonowanie dzieci z zaburzeniami ze spektrum autystycznym i na zmianę flory jelitowej.
Córka wzięła w nich udział. Trafiła do grupy z prowokacją glutenu. Początkowo nie zaobserwowaliśmy żadnego pogorszenia. Była radość, ale nie na długo. Po ok. 3 tygodniach niewielkie pogorszenie zachowania, potem pojawiały się stereotypia i inne niepożądane zmiany.
Poinformowaliśmy panią doktor. Maja została ponownie przebadana. Odbyliśmy kilka konsultacji z psychologami, dietetykiem, omówiliśmy badania.
W toku diagnostycznym wykluczono celiakię i alergię na gluten. Flora jelitowa na chwilę obecną jeszcze nie przebadana. Jednym słowem nie znaleziono mechanizmu z udziałem glutenu, który mógł spowodować pogorszenie stanu Mai.
Jednak gluten nie był podawany w czystej postaci, tylko pod postacią mąki czy makaronu glutenowego. Zaczęliśmy przypuszczać, że to może węglowodany zawarte w zbożach są sprawcą owych pogorszeń stanu. Pani dietetyk zaproponowała nam dietę FODMAP.
Zaczęła się "burza" w mojej głowie, różne myśli, depresja. Po raz kolejny czytałam książkę pani Radomskiej "Autyzm bez łez" i Natashy Canpbell-McBdide "Zespół psychologiczno-jelitowy GAPS" - obie autorki to matki dzieci autystycznych. Im się udało, dały radę. U nas też kiedyś będzie dobrze pomyślałam. Dobrze - to znaczy dobre funkcjonowanie bez rygorystycznych diet.
Tak w naszym domu pojawiła się dieta GAPS. Najpierw postanowiłam wypróbować ją na sobie z etapami wprowadzającymi. Maja początkowo nie była na to gotowa (nie chciała jeść warzyw). Potrzeba było sposobu, sprytu i czasu. W końcu udało się. Warzywa w postaci zupy - kremu, w klopsikach, sosach, mufinkach, ciastach itp.
Wygląda na to, że dieta nam służy, a wymyślanie nowych potraw stało się moją nową pasją. Dlatego też postanowiłam podzielić się swoimi przepisami kulinarnymi z rodzicami, którzy mają podobny problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz